Gotowanie na wulkanie



____________________________________________

w7DNI AZORY           


Tu i tam ziemia jest gorąca. Tu i tam unoszą się nad nią mgliste opary. Siedzieć na wulkanie wydaje się być przekleństwem. Lecz, gdy do takiego piekielnego zakątka los zagoni człowieka, nie pozostaje mu nic innego, jak wziąć nieprzychylność natury za dar. Zatem na jednym krańcu Furnas w gorącej ziemi piecze się pożywne “cozido”, na drugim we wrzących, rdzawych wodach mięknie kukurydza.  

Gdy przybyliśmy na obszar zwany “kotłami” (caldeiras), niemal wszystkie dołki były już zajęte. Większość z nich użytkowały lokalne restauracje. Pod niewysokimi ziemnymi kopcami, oznakowanymi tabliczkami z numerem, kryły się owinięte w folię i szmaty wielkie garnki pełne mięsa, ryb i warzyw.  Od czterech do pięciu godzin potrzebuje tkwić w gorącej ziemi “cozido”, nim się upiecze i nim pojawi się na talerzach.

Maruderzy, którym wcale a wcale nie zależało na wczesnym obiedzie, właśnie negocjowali z nadzorcą kotłów. On palcem pokazywał ten i ten i tamten pusty dołek. Wybrali tamtem. Idąc w jego kierunku dźwigali garnek. W otoczeniu kilkunastu ciekawskich turystów, powoli, dając kilkunastu fotografom czas na zrobienie zdjęcia, ceremonialnie wciśnięto gar w dziurę i zasypano ziemią. Za kilka godzin rozpocznie się ceremonia wyciągania garnków.

W tym czasie goniliśmy przez centrum Furnas, szukając dysponującej wolnymi stolikami restauracji, w której serwowano “cozido”.  Znaleźliśmy. Usiedliśmy. Zrobiliśmy zamówienie i … -  jak wszyscy klienci tej wypełnionej po brzegi tawerny - niecierpliwie czekaliśmy na świeżo wyciągnięte z płytkiego dołka nad wulkanem danie  z mięsa, ryb i warzyw.





Będzie obiad, za chwilę przysypane ziemią piec się zacznie “cozido”



12.10.2015

 
 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz